Ktoś mi ostatnio przypomniał o filmie, którego tytuł powoduje, że w mojej głowie wyświetla się tylko jedno słowo - ŚWIETNY.
Trochę to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że prawie nigdy nie pamiętam o czym dokładnie ta produkcja opowiada. Chodzi o "Helikopter w ogniu" - jeden z niewielu filmów, który udowadnia, że możesz wziąć do obsady gwiazdy światowego kina, a i tak zamiast nich będzie się liczyła historia. No i te oskarowe zdjęcia. Idziak - chapeau bas!
0 komentarze:
Prześlij komentarz