Długo się zastanawiałam jak "otagować" ten film.
Niby to komedia romantyczna, niby lekka i przyjemna, niby muzyczna, ale te wszystkie "tagi" są strasznie powierzchowne, bo "Once" ma drugie dno.Po pierwszych kilkunastu minutach są tylko dwa wyjścia - albo oglądać dalej i wpaść po uszy, albo wyłączyć, bo strasznie dużo śpiewają i się zaczęło robić nudno. Od tej jednej decyzji zależy cały ciąg dalszy. Mój od miesiąca wygląda tak: "usiadła przed komputerem/zaczęła myć naczynia/wyszła na spacer z psem/położyła na łóżku/snuła się po mieszkaniu* w tle słuchając OST z filmu Once".
Prosta historia. Ale jak pięknie podana.
*odpowiednie podkreś
Reżyser o filmie: "Moim zamierzeniem było zrobienie oryginalnego filmu, czegoś w rodzaju wizualnego albumu, jednak z realistyczną, współczesną historią miłosną w centrum. To świat, w którym trzyminutowa piosenka jest równie znacząca, co dziesięć stron dialogu, w którym postaci bardziej komunikują się za pomocą piosenek aniżeli słów. Piosenki w Once są kluczem do odkrycia prawdziwego sensu tej historii."
0 komentarze:
Prześlij komentarz