Crazy, Stupid, Love

.
Mogę być podejrzana o nagły zachwyt Ryanem Goslingiem, ale nic nie poradzę na to, że w ciągu miesiąca nagle zostałam zarzucona trzema filmami z Jego udziałem. 



Wszystkie z innej parafii i wszystkie bardzo, ale to bardzo dobre. Numer jeden - "Drive", numer dwa - "Blue Valentine" i dzisiaj numer trzy - "Crazy, Stupid, Love" (w polskim, nieudanym tłumaczeniu: "Kocha, Lubi, Szanuje" - swoją drogą kto wymyśla te polskie tytuły?).Od jakiegoś czasu na hasło "komedia romantyczna" mocno się wzdrygałam (może to wina złych wspomnień po "Śniadaniu do łóżka"), ale na szczęście już mi przeszło. I gwarantuję, że męska część ludzkości też będzie wyleczona z niechęci do komedii romantycznych po obejrzeniu "Crazy, Stupid, Love".


Jest lekko, zabawnie, optymistycznie i świetnie aktorsko. Nic nie przeszkadza, nic się nie dłuży, nic nie jest oczywiste i odgrzewane, a całość dopełniają błyskotliwe dialogi (np. "odkąd kobiety zaczęły się zapisywać na naukę tańca na rurze, my faceci możemy oficjalnie stwierdzić, że wygraliśmy wojnę płci!").


Film trafia na moją listę "na każdą okazję i dla każdego".
Polecam.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy